16 grudnia 2009

Cynamon, wanilia, łzy i my

Mam cynamon na powiekach
W szmaragdowych oczach szklane łzy
Płynące cienkimi strużkami po policzkach
I zatrzymujących się na jedwabistych ustach
Skąpanych w słodkiej wanilii
Koraliki samotności zaplątane wokół szyi
Odmierzają sekundy, minuty, godziny
Spędzone bez Ciebie
Czuję jak przeciekają mi przez marcepanowe palce
W czekoladowych dłoniach trzymam Twoje zdjęcie
 I uśmiecham się do wspomnień
Pamiętam każdy gest
Każdy spacer
Wszystkie chwile, gdy trzymałeś mnie za rękę
I nie wiedziałam, która jest moja
Każdą różę, którą dostawałam co rano
Mam do dziś
I nie zapomnę
Nie chcę zapomnieć!
Twych orzechowych oczu
Słodyczy uśmiechu
Silnych ramion
Dających ciepło w chłodne dni
I bezpieczeństwo w chwilach grozy
Za to wszystko dziękuję
I jednego tylko żałuję,
Że nie ma już nas

Piekło

Piekło...
Ognisko zła,
Wrząca smoła
Rozżarzona lawa
Krzyki grzeszników
Jęki potępieńców
Nieskończone męki
Miejsce wiecznej udręki
Samobójców i przestępców
Nie ma stamtąd ucieczki
Na nic się zdadzą błagania
Nie pomogą modlitwy
Bo dusza diabłu zaprzedana
Od Boga się odwraca
I nigdy do Niego nie wraca
Bóg z Aniołami nad grzesznikami płaczą
Iż ich w swym Królestwie nie zobaczą
A Lucyfer z radości ręce zaciera
Gdyż coraz obfitsze plony zbiera
A grzeszni łzy wylewają
Zgrzytają zębami
I raz po raz pytają :
Co będzie z nami?
Co będzie z nami?
Lecz odpowiedzi nie dostają,
Bo w przepastnej toni wszystko ginie,
Milkną głosy i błagania
Dusz czekających Bożego zmiłowania...